Sunday, June 12, 2011

PRAWIE JAK W LAS VEGAS.

     Miałam nie jechać na "Kwisonalia" ale stało się jak się stało. I bardzo mnie to cieszy, bo zwariowałabym w domu. Pojechałam po Kaśkę, dałam jej 10 minut na ubranie się i ruszyłyśmy. Porozmawiałyśmy sobie, wyrzuciłam z siebie wszystko, co mnie boli. Ona słuchała i czasem kwitowała czymś mądrym. Miałyśmy później ubaw po pach tym bardziej, że nie pamiętałam, jak dojechać na imprezę. Ni z gruchy ni z pietruchy pojawił się mój wujek na horyzoncie i pojechałam za nim. Popatrzcie, jak to wszystko pięknie wyglądało nocą. 

  Susi po grillu :) 



      Nie napisałam też nic o rozpieszczaniu mojego samochodu. W tym tygodniu zajęłam się nim, jak powinnam czyli tankowanie, myjnia, później dolanie oleju, odkurzanie, czyszczenie tapicerki itd.
Do później :***

No comments:

Post a Comment